czesc:)
witam z kangurzego kontynentu (a dostac sie tu nie bylo latwo).
ja mialem dwie godziny opoznienia. w koncu przylecialem do sydney, a tam dostaje sms od uli, ze ona ma tez spoznienie i bedzie dopiero ok.22 (byla dopiero 17). no to super. bylem juz troszke glodny, a kasy zadnej ze soba nie mialem (jak sie pozniej okazalo, nie moglbym tez wyciagnac kasy z mojego konta, ale o tym pozniej). no to startuje do biura moich linii. mowie ze mialem opoznienie, ze teraz musze czekac kolejne 5 godzin i ze chetnie bym cos zjadl na ich koszt. i udaje sie:))))), dostaje 2 kupony na zarcie. pozniej jeszcze z tych 2 kuponow robie 3 i mamy kolacje, sniadanie (spalismy na lotnisku) i "suchy prowiant".
nastepnego dnia zajechalismy do centrum, hostel za 20 baksow i troszke poszwedalismy sie po miescie. napisalem tez mejla do mirki - kolezanki z katowic, ktora jest w sydney od 2 tygodni a bedzie jeszcze 11 miesiecy. (mejla o naszym umowionym spotkaniu)
dzien kolejny, poniedzialek. mamy w planach podroz promem do jednej z dalszych dzielnic sydney - manly - na plaze. przed wyruszeniem musze jeszcze pobrac kase z bankomatu. szukam mojego HSBC, (hongkong - szanghaj - bangkok co-operation, - jak mawiaja zlosliwi:) wkladam karte, wszystko robie jak nalezy, ale "kesz" nie wyskakuje. podchodze do goscia z banku i gadam co sie stalo. on mowi: czy przed moim wyjazdem powiedzialem w banku, ze opuszczam GB. ja na to: gosciu, jasne ze nieeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!:)) po co??? a on, no bo jak chcesz korzystac z karty za granica to musisz o tym powiadomic, jak nie to oni blokuja karte. no to zaj................. gosc mowi, ze mial juz takie przypadki i mam zadzwonic po 17 czasu sydney, wtedy ktos w londynie juz bedzie pracowal i mi to zrobia. ja na to, czy ten telefon jest za "free". on: nie. no zaj............... ale koles mowi, ze po zamknieciu banku moge wejsc do takiego malego pomieszczenia gdzie sa bankomaty i tam tez jest fon. najpierw polaczy mnie z hsbc australia i tam mam powiedziec zeby polaczyli mnie z lindynem. mowie: OK i spadamy. c.d.n.
manly - super!!!! taka wypoczynkowa dzielnica sydney. wracamy do centrum w czasie zachodu slonca. BOMBA!!!
ale wrocmy do banku. wychodzimy z promu i idziemy do hsbc. podnosze sluchawke. odzywa sie pierwszy glos. prosze o polaczenie z anglia. laczy mnie. jestem u siebie. zaczynam swoja historie, ze probowalem dzis wybrac kase ze swojego konta i nie poszlo. pani mowi: OK, zaraz panu pomozemy. zeby ustalic, ze ja to ja, musza mi zadac pare pytan. nr karty, data urodzenia - ide jak przecinak. w koncu pada pytanie: pana "phone security number" mr franki. ja: yyyyyyyyyyyyyyy what??? ona znow to samo. w tym momencie przypominam sobie, ze faktycznie jest cos takiego. zaczynam sie smiac:)))), mowie ze ja tego nr nie pamietalem nawet w 2 sekundy po jego wyborze:). ona: no to sorry... . teraz bedzie juz w skrocie: w sumie ponad 45 minut walki, rozmowy z 10 goscmi z security cos tam, przypominaniem sobie jakie operacje robilem na moim koncie, przynosi rezultat. wyciagam kase z banokomatu:))) bede zyl.
dzis rano opuscilismy sydney i przyjechalismy do katoomby, w rejon blekitnych gor. trocheee sobie pochodzilismy i jutro ruszamy powoli w kierunku alice springs.
pozdro, pa
marcin